19-100 Mońki    ul. Białostocka 25;    tel. 85 716 27 43;    e-mail:    biblioteka4dzieci@op.pl

Rozmowa barbary Kuprel z Barbarą Mydlak
- autorką książki "Cały rok wśród ptaków"




B.K.:
Basiu, jesteś pierwszym gościem nowego cyklu spotkań, które w 2010 roku będą organizowane w Oddziale dla Dzieci i Młodzieży Biblioteki Publicznej w Mońkach pod nazwą "Żyj z pasją". Czy w związku z tym możesz nam powiedzieć, czym według Ciebie jest pasja i co to znaczy - żyć z pasją?


B.M.:
Pasję traktuję trochę tak jak dar od Boga, bo fakt, że do pewnych rzeczy w życiu podchodzę z dużym zaangażowaniem a nawet z miłością, zdecydowanie ułatwia życie. Przede wszystkim pozwala pozbyć się wątpliwości, co człowiek chciałby w tym życiu robić. Zdarza się, że pewne sprawy nie zawsze układają się po mojej myśli. Wtedy pasja pozwala zapomnieć o smutkach. Jest jak dobry przyjaciel, który nigdy mnie nie zdradzi. Podpowiada czym się zająć, żeby znowu obudzić w sobie chęć do życia. Pasja to dla mnie również odwaga bycia sobą. Pozwalam sobie na to, by czasem iść pod prąd. I wierzę, że tak jest dobrze, choć zdarza się, że nie wszystkim podobają się moje indywidualne wybory. Pamiętam, kiedy byłam w szkole podstawowej, koleżanki śmiały się ze mnie widząc mnie czasami zastygającą w bezruchu w chwili, gdy obserwowałam ptaki. Ale już wtedy pasja była dla mnie ważniejsza niż cudze docinki. Pasja to na pewno coś więcej niż hobby. Wkładamy w nią całe swoje serce, nie robimy tego dla zabicia czasu. Jeżeli jest to jakaś dziedzina wiedzy, staramy się ją jak najlepiej poznać i sięgamy po fachową literaturę, nawet w całkiem młodym wieku.

B.K.:
Czy pasja pozwala nam lepiej poznać siebie?


B.M.:
Na pewno w każdej pasji odzwierciedlają się jakieś nasze talenty. Pasja pisarska, różne sportowe pasje, zamiłowanie do majsterkowania, każda pasja uświadamia nam, w dodatku w całkiem przyjemny sposób, co najbardziej nas interesuje, porusza, czym chcielibyśmy się zajmować i być w tym naprawdę dobrzy. Jeżeli czujemy, że coś jest naszą mocną stroną, wtedy rośnie też nasza wiara w siebie, a to na pewno pomaga w życiu. I dzięki temu mamy szansę stać się ekspertem w jakiejś dziedzinie.

B.K.:
Zgodzisz się ze mną, że pasja może pomóc w wyborze drogi życiowej, również w wyborze przyszłego zawodu?


B.M.:
To wspaniałe móc połączyć pasję z pracą zawodową! Wtedy praca daje przyjemność, a obowiązek nie męczy i w dodatku ktoś jeszcze nam płaci za to, że zajmujemy się czymś dla własnej przyjemności! Czasem wypowiadają się w ten sposób wybitni naukowcy, zwłaszcza ci z drugiej półkuli, zatrudnieni na amerykańskich uniwersytetach, bo tam, co by nie mówić, pieniądze są większe. Na pewno praca zawodowa połączona z pasją pozwala stać się wybitnym specjalistą w jakiejś dziedzinie.

B.K.:
Co radziłabyś młodym osobom pragnącym rozwijać własne zamiłowania?


B.M.:
Prawdziwa pasja często daje o sobie znać już w młodym wieku, w szkole podstawowej, średniej. Wtedy umysł jest najbardziej chłonny i kieruje nami naturalna ciekawość świata. Najważniejsza jest praktyka - doskonalenie związanych z pasją umiejętności i zdobywanie dodatkowej wiedzy, takiej, która wykracza poza szkolny program. A przy okazji warto nawiązać kontakty z osobami, które mają podobne zainteresowania. Zapisując się do kół zainteresowań, organizacji i stowarzyszeń skupiających hobbystów z tej dziedziny. W prasie, w Internecie możemy znaleźć interesujące nas kontakty. Myślę, że to dobry sposób na znalezienie przyjaciół - osób, z którymi łatwiej nawiążemy nić porozumienia. Wiem z własnego doświadczenia, że czasem we własnym środowisku czujemy się obco ze swymi zamiłowaniami, a taki kontakt pozwala poznać bratnie dusze, z którymi dodatkowo wymieniamy się doświadczeniami. Oczywiście, nie zawadzi odrobina ostrożności przy zawieraniu nowych znajomości, ale myślę, że spotkania w dużej grupie, pod kierunkiem osób dorosłych, zmniejszają ryzyko.

B.K.: Opowiesz nam o swoich pasjach? Jest ich chyba kilka? Może na początek opowiedz o tej najważniejszej...

B.M.:
Moją pierwszą pasją były ptaki. To zamiłowanie do obserwowania ptaków rozwinęło się bardzo wcześnie, głównie dzięki ojcu, który też był ich miłośnikiem i jako lekarz weterynarii zajmował się czasem dzikimi ptakami wymagającymi pomocy. Od dziecka stykałam się z takimi właśnie pensjonariuszami naszej lecznicy. Ale sprawa jest bardziej tajemnicza, bo jak twierdzi moja mama, mój pociąg do ptaków objawił się, kiedy tylko zaczęłam mówić. Była wtedy w naszym domu książka opisująca krajowe gatunki. Wertowałam ją z wielkim przejęciem i dotąd zamęczałam mamę pytaniami, aż nauczyłam się rozpoznawać większość ptaków przedstawionych na ilustracjach.

B.K.: Takie były początki. Jak później rozwijała się Twoja pasja?

B.M.:
Najwięcej uganiałam się za ptakami w szkole podstawowej. Wtedy odkrywałam otaczający mnie ptasi świat. Dużo przyjemności sprawiało mi "zaliczanie" coraz to nowych gatunków. Najpierw rozpoznawałam je na podstawie upierzenia, później również po głosie i po sposobie poruszania się, bo pewne grupy ptaków latają w charakterystyczny dla siebie sposób. Jeździłam z ojcem nad Biebrzę, do Osowca, by tam obserwować ptaki wodno-błotne. Były to dla mnie wspaniałe, pełne wrażeń wyprawy. Przy okazji zbierałam ptasie pióra i taką kolekcję przechowywałam w specjalnie do tego celu zrobionych kopertach, z nazwą gatunku i opisem, z jakiej części upierzenia pochodzi każdy "eksponat". Jako osoba już w pełni dorosła zapisałam się do Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków, które wtedy organizowało swoje zjazdy w Białowieży. Tam mogłam się spotkać z prawdziwymi fachowcami z dziedziny ornitologii. Były wspólne wyprawy do Puszczy Białowieskiej, puszczy Knyszyńskiej, nad zalew Siemianówka. Dzięki temu nauczyłam się lepiej rozróżniać ptasie głosy, a to bardzo ważna umiejętność dla obserwatora ptaków. Orientując się w tym dobrze, możemy szybko określić "listę obecności" występujących w konkretnym siedlisku gatunków. Nie musimy już ich wypatrywać, ptaki "zgłaszają się" same. Mogę się pochwalić, że wtedy, w latach osiemdziesiątych byłam pierwszą kobietą w szeregach naszego regionalnego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Ornitologia jest w zasadzie typowo męskim hobby. Dzięki Towarzystwu brałam udział w pracach nad tworzeniem Polskiego atlasu Ornitologicznego. Badaliśmy, każdy w swoim rewirze, jakie ptaki gnieżdżą się na danym obszarze. Szukaliśmy też stanowisk ptaków ginących takich jak kraska czy zimorodek, a potem wyniki naszych obserwacji przesyłaliśmy do Centrali.

B.K.:
Z pewnością mogłabyś wiele opowiadać o ptakach, ale wiem, że to nie jedyna pasja w Twoim życiu?


B.M.:
Rzeczywiście, teraz najwięcej czasu poświęcam twórczości literackiej. Smykałkę do pisania miałam już w dzieciństwie. Swoją pierwszą "książkę" napisałam w drugiej klasie szkoły podstawowej. To była historia o zwierzętach szykujących się do zimy. Jako nastolatka pisałam wiersze. Przychodzi taki czas, kiedy młody człowiek bardzo chce wyrazić siebie, szuka duchowej samodzielności. Pojawiają się pierwsze miłości i pierwsze zawody miłosne. Wówczas chyba tylko papier może cierpliwie nas wysłuchać. Pisanie o tym, co nas nurtuje, pomaga uspokoić się, ubrać myśli w słowa i czasem staje się zachętą do pracy nad literacką formą. W moim przypadku ta pasja przetrwała. Nie odłożyłam pióra. Zawsze wiedziałam, że chcę zmierzyć się z większą formą wypowiedzi niż wiersz.

B.K.: Jakie są Twoje przemyślenia związane z twórczością literacka?

B.M.:
Trzeba koniecznie obcować z dobrą literaturą, najpierw wyrobić sobie literacki smak. W młodym wieku często uznajemy kogoś za swego Mistrza. Taki odkryciem w szkole podstawowej była dla mnie poezja Gałczyńskiego. Nauka stylu wymaga wielu lat praktyki, ale najpierw powinnyśmy nauczyć się wyrażać siebie. Pisać o tym, co rzeczywiście czujemy i myślimy. To dobra droga do samopoznania. Człowiek sam czasem nie wie, jakie skarby w nim drzemią. Warto zapisywać na gorąco ciekawe pomysły, spostrzeżenia, które można będzie później rozwinąć. Wszystkie rzeczy zapisane w młodym wieku będą później pamiątką po latach naszego rozwoju. Czasem w młodości dostrzega się sprawy, które potem gdzieś umykają. Człowiek się zmienia. Ciekawie jest przyjrzeć się po latach, jak patrzyliśmy na świat. Oczywiście, dobrych rzeczy nie pisze się łatwo. Każdy tekst trzeba wielokrotnie poprawiać. Warto wtedy zadać sobie pytanie, jak mógłby to ocenić człowiek postronny? Czy byłby tym zainteresowany? Może w tekście są dłużyzny, niepotrzebne powtórzenia? Może czasem tłumaczymy zbyt dokładnie, o co nam chodzi, a przecież czytelnicy to też ludzie inteligentni. Ja zwracam uwagę również na rytm zdań. Zdania długie powinny być urozmaicane krótkimi, bo rytm zbyt monotonny usypia czytelnika. Kiedy traktujemy pisanie jak pasję, trzeba nastawić się na ciężką pracę, bo trudno jest zachwycić krytyków czymkolwiek. Jeśli ktoś zrazi się po pierwszych niepowodzeniach, to znaczy, że pisanie, rzeczywiście, nie jest jego drogą. Prawdziwa pasja stara się przekuć porażkę w zwycięstwo. Nie mam wątpliwości, że każda przegrana jest okazją do uczenia się na błędach. Lubię sobie powtarzać pewną maksymę: "Pierwsza klęska zwiększa mądrość, druga odwagę." To znaczy, najpierw rozjaśnia nam w głowie, potem zachęca, by tę nowo zyskaną wiedzę wykorzystać. Jednym słowem, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło...

B.K.:
Pomówmy w takim razie o Twojej niedawno opublikowanej książce "Cały rok wśród ptaków", która została wydana przez białostockie wydawnictwo "Kreator". Starałaś się w niej połączyć obie pasje: zainteresowanie ptakami i twórczością literacką...


B.M.:
Opisałam w niej moje najciekawsze obserwacje ptasiego świata, ale w literackiej formie gawędy. Nie jest to książka dla specjalistów, ale po prostu rzecz do czytania, która może trafić do czytelników interesujących się przyrodą. Jest to taki trochę elementarz dla początkujących obserwatorów, trochę przewodnik po ciekawych miejscach naszego regionu, które szczególnie mnie urzekły. Jest tam rozdział o Lipsku nad Biebrzą, Goniądzu, Osowcu i historie znad Narwi. Wszystkie te miejsca są mi bliskie, bo przemieszkiwałam zarówno nad Biebrzą jak i nad Narwią. Wydawca zamieścił w książce fotografie ptaków wykonane przez znanego białostockiego fotografika Wiktora Wołkowa i moje oryginalne ilustracje.

B.K.:
No właśnie, twórczość plastyczna to jeszcze jedna dziedzina Twoich zainteresowań. Otaczają nas obrazy, które namalowałaś. Na ekranie widzimy slajdy prezentujące twoje wycinanki z sylwetkami ptaków. Wycinanki te, obok zdjęć Wiktora Wołkowa, zostały wykorzystane jako materiał ilustracyjny w Twojej książce. Czy to znaczy, że twórczość plastyczna też jest Twoją pasją?


B.M.:
Lubię od czasu do czasu namalować sobie widoczek i powiesić na łóżkiem, ale nie traktuję tego zbyt poważnie. Jest to dla mnie jeszcze jeden sposób, by wyrazić siebie. Wycinanki to była nowa forma i sprawiła mi wiele przyjemności. Bawiło mnie dobieranie kolorów i wymyślanie różnych wersji tła do moich obrazków. Starałam się przedstawić bardzo wiernie sylwetkę każdego gatunku. Myślę, że kto zna ptaki, potrafi je tutaj bez problemów rozpoznać. Tak naprawdę najpierw powstały wycinanki, potem postanowiłam dopisać do ilustracji tekst. Na szczęście wydawca zgodził się zamieścić jedno i drugie. Skoro już mówimy o twórczości plastycznej, to wspomnę tylko, że parę lat temu zajmowałam się również tkaniem gobelinów. Nauczyła mnie tej sztuki moja mama. Oczywiście i na nich pojawiały się ptaki, jak choćby ten kolorowy zimorodek. Na pewno nie jest to twórczość eksperymentalna, tylko spokojne pejzaże, takie, którymi mam ochotę ozdobić moje mieszkanie.

B.K.: Dziękuję za rozmowę i życzę wielu nowych pomysłów oraz możliwości.

Barbara Kuprel
Strona główna