19-100 Mońki    ul. Białostocka 25;    tel. 85 716 27 43;    e-mail:    biblioteka4dzieci@op.pl

Rozmowa Barbary Kuprel z Agnieszką Wędołowską




B.K.:
Pani Agnieszko, czy może Pani powiedzieć nam kilka słów o sobie?

A.W.:

Nazywam się Agnieszka Wędołowska, urodziłam się w Mońkach i tutaj też mieszkam. Z wykształcenia jestem magistrem biologii z przygotowaniem pedagogicznym, co potocznie można nazwać "nauczycielem biologii". Dla mnie jednak, mnie samą oddaje jedno określenie "biolog".

W tym roku skończyłam również Podyplomowe Studium Relacji Interpersonalnych i Profilaktyki Uzależnień na UKSW w Warszawie, gdzie obok tytułu profilaktyka zdobyłam również dyplom z mediacji rodzinnych, czyli uprawnienia Mediatora Rodzinnego. To studium przybliżyło mnie do ludzi, a raczej konfliktów i problemów, z jakimi borykają się na co dzień. Dzięki nabytym umiejętnościom pomagam rozwiązywać konflikty w sposób konstruktywny dla obojga stron.

Na co dzień jednak pracuję w Powiatowej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej w Mońkach jako asystent ds. Promocji Zdrowia, realizując programy i akcje profilaktyki zdrowotnej skierowane do różnych grup odbiorców.

Pomimo tych długich i dla niektórych zapewne niezrozumiałych nazw związanych z wykształceniem, jestem zwykłą Agnieszką, dla której ważny jest człowiek, ale także ważna jest trawa na łące, ważka na moście czy motyl nad głową.

B.K.:
Jest Pani bohaterką kolejnego spotkania żyj z pasją. W związku z tym muszę Panią zapytać : Jak Pani zdefiniuje termin pasja?

A.W.:

Wbrew pozorom to jest trudne pytanie. Pasja wg mnie jest jedną z sił, które napędzają człowieka. Sprawiają, że mimo wszystko warto żyć, iść dalej swoją drogą. Pasja pozwala wyrazić samego siebie, jest zaspokojeniem potrzeby wolności, niezależności i swobody. Jakiś czas temu były to marzenia, które zmieniły się w cele i te właśnie realizuję. Tylko żeby podążać za czymś, co nazywamy pasją, trzeba ją najpierw odnaleźć, a żeby odnaleźć, trzeba jej szukać i próbować.

B.K.:
Wiem, że ma Pani wiele pasji. Zgodziła się Pani opowiedzieć nam o niektórych z nich. Co Panią pasjonuje najbardziej?

A.W.:

Owszem, choć tak naprawdę te mniejsze pasje nazwałabym raczej zainteresowaniami. Jednak tym, co mnie pochłonęło, w czym się odnajduję, co kocham robić i czym zaraziłam już kilka osób, to fotografia. Zawsze, jak to wymawiam, to się uśmiecham, ponieważ sam termin jest bardzo fachowy, a ja jestem amatorem. Nie posiadam jeszcze dyplomu z fotografii, ale kto wie...

B.K.:
Kiedy zaczęła się Pani przygoda z fotografią?

A.W.:

Moja przygoda z fotografowaniem i przyrodą w całej okazałości zaczęła się zaraz po studiach (2002r), gdy odbywałam staż w Biebrzańskim Parku Narodowym. To tam dopiero zobaczyłam, że ważna jest trzcina, motyl, czy malutki ptaszek, choćby wodniczka. To tam, chodząc po terenie, zobaczyłam, jak piękne są bataliony, żurawie, ale i ten szarobrązowy łoś i klępa z rudym jak wiewiórka dzieckiem. To tam odkryłam, jak piękna jest mgła o świcie czy wieczorową porą. Mgła, do której miałam pewien dystans, a teraz, gdy oglądam z nią zdjęcia, czuję nawet jej zapach. To tam zetknęłam się pierwszy raz z taką fotografią... Fotografią, która zapiera dech, która pokazuje to wszystko, o czym my zapominamy. Z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczyma oglądałam albumy np. Wiktora Wołkowa, ale nawet i pracowników BPN. I to wówczas pomyślałam "ja też chcę"... mieć dla siebie mgłę z tego roku, bo w przyszłym może być inna, tego rudego łosiowego maluszka, bo za rok nie będzie już takim śmiesznym maluszkiem, chcę mieć tego ślimaka, bo za chwilę jakaś "gapa" rozdepcze.

Oczywiście, jak ze wszystkim początki były trudne. Kolega z BPN "pożyczał" mi aparat (miał już taki profesjonalny z różnymi obiektywami i statywem) i tak mi się podobał ten sprzęt, tylko z obsługą gorzej... Marzyłam o takim samym, choć zdjęcia wychodziły mi to nie ostre, to za jasne, to za ciemne... albo wcale.

Mój pierwszy aparat cyfrowy utopiłam w Biebrzy, chcąc uchwycić wyskakującego z wody szczupaka. Niestety zdjęcia nie zrobiłam, a aparat podążył za rybką, lądując w wodzie. Dlatego też, mimo pragnienia posiadania lustrzanki, zrezygnowałam z jej kupna i całego do niej osprzętu. Kupiłam inny aparat, też cyfrowy i to z nim dopiero zrozumiałam, że nie liczy się sprzęt (choć też jest ważny), tylko to, w jaki sposób i co my postrzegamy, w jakim jesteśmy nastroju, ważna jest też ta chwila, w której znaleźliśmy się tu i teraz i która jest wyjątkowa, bo tylko nasza za sprawą zdjęcia, które zrobiliśmy. Każde zdjęcie pamięta się indywidualnie, a patrząc na nie pamięta się i "czar" tej właśnie chwili.

B.K.:
Co najchętniej Pani fotografuje?

A.W.:

Najchętniej przyrodę. Trawę pokrytą rosą niczym koronkową suknią, płaczące liście, pająka w swej sieci, bociany te duże i małe, rzekę, kwiaty polne, uwielbiam też położyć się na łące i niebu robić zdjęcia.... słońcu, chmurom, nocnym "spadającym gwiazdom".

Robiłam też ludziom, mówię o nieznajomych, ale gdy na twarzy jednej z tłumu kobiet zobaczyłam niesamowity ból i przepaść w oczach, przestałam.

To dla człowieka "normalnego"- laika zapewne wyda się śmieszne to, co powiem ale nawet najbardziej piękny i radosny wiosenny poranek uwieczniony przez osobę, którą ogarnia smutek czy tęsknota w danym momencie, będzie porankiem smutnym i stęsknionym, gdy będziemy oglądać wykonane przez nią zdjęcie.

B.K.:
Domyślam się, że pasja fotografowania jest dla Pani odskocznią od codzienności oraz sposobem na spędzenie wolnego czasu?

A.W.:

Tak, to prawda. W dzisiejszych czasach "wolny czas" to rarytas, ale ja ten rarytas okraszam jeszcze syropem klonowym i degustuję do ostatniego skrawka. To nie jest tylko odskocznia, to moje życie, codzienność, każda chwila ta mała i ta duża.

B.K.:
Ma Pani jakieś swoje szczególnie ulubione zakątki?

A.W.:

Jak najbardziej, chyba tak, jak każdy. Jestem szczególnie zakochana w Bagnie Ławki na terenie Biebrzańskiego Parku Narodowego. Są też inne miejsca, gdzie często bywam, oprócz Osowca czy Goniądza. Lubię bywać w Sośni, Mścichach, Jagłowie, Dębowie, ale i na carskim trakcie.

B.K.:
Fotografia jest niewątpliwie ponadczasowym zapisem otaczającej nas rzeczywistości, pozwala zatrzymać niezwykłość zwykłych chwil. Proszę mi powiedzieć w jaki sposób przechowuje Pani swoje fotografie?

A.W.:

Swoją pasję odnalazłam w dobrym technicznie momencie, gdy większość rzeczy pakowanych jest na nośniki różnego rodzaju, a nie w szuflady do komody. Dlatego ja swoje fotografie przechowuję albo na dysku, albo nagrywam na płyty CD, albo umieszczam w galeriach internetowych gdzie mogę szybko i łatwo zajrzeć w każdym miejscu z dostępem do Internetu.

B.K.:
Czy prezentowała już Pani swoje fotografie szerszej publiczności?

A.W.:

Mam kilka galerii na różnych stronach internetowych związanych z fotografią, z tematycznymi albumami, jednak dostęp do nich mają moi znajomi lub ściśle określone osoby, czyli tzw. pasjonaci danego tematu. Przyjmując zaproszenie na dzisiejsze spotkanie, tak samo jak wówczas pomyślałam "dlaczego nie", "ja też chcę" pokazać moje piękno zwyczajności, tym którzy chcą zobaczyć, chcę pokazać, jak patrzeć, by zobaczyć to, co ja, wreszcie chcę, by inni tak jak ja myślenie "nie umiem" zastąpili "chcę i potrafię". Nie ważne, że nie mamy obiektywu, ale mamy oczy, intuicję i indywidualne poczucie piękna.

B.K.:
Pani Agnieszko, czy kiedykolwiek zastanawiała się Pani nad tym, jakie uczucia mogą wywoływać Pani fotografie u osób je oglądających? Być może, te uczucia są bardzo pozytywne i istotniejsze od fachowej oceny Pani dokonań fotograficznych? Może warto pokazywać te zdjęcia "normalnym" ludziom, bo mogą one zdziałać wiele dobrego, np. uwrażliwić na piękno przyrody?

A.W.:

Szczerze mówiąc, nie myślałam o tym wcześniej. Mam jednak nadzieję, że po dzisiejszej prezentacji zechcą państwo podzielić się ze mną szczerze swoimi wrażeniami.

B.K.:
A co z wiedzą o fotografowaniu? Czy fotografuje Pani intuicyjnie, czy też sięga Pani po porady fachowe?

A.W.:

Tak, na początku było to fotografowanie intuicyjne. Później, gdy aparat miał funkcję "AUTO" to ustawiał wszystkie parametry za mnie. I gdy pokazywałam zdjęcia innym osobom, to jeden ktoś mówił dziwnymi określeniami: "balans bieli", "głębia ostrości", inny ktoś "przesłona", "autofokus" i wiele innych. Zaczęłam więc szukać, co to znaczy i jak działa. Najszybszym źródłem informacji były wtedy dla mnie fora internetowe, gdzie rozmawiają osoby związane z fotografią, ale kupiłam również "poradnik młodego fotografa" czy "ABC młodego fotografika" dostępne także i w wersji elektronicznej. Oczywiście, teraz mając podstawy wiedzy, bawię się, próbując różnych funkcji, korzystając głównie ze swojej intuicji i wyczucia.

B.K.:
Może porozmawiajmy teraz o innych Pani zainteresowaniach, a mianowicie o malowaniu igłą.

A.W.:

Bardzo chętnie. To w zasadzie jest również ta sama pasja fotografowania tylko w nieco innym wymiarze takie "foto na sucho".

B.K.:
Proszę nam opowiedzieć o technicznej stronie tej pasji.

A.W.:

Podstawą jest oczywiście tzw. "sprzęt" czyli kanwa, igła z okrągłym zakończeniem, molina, nożyczki, wzór rozpisany na krzyżyki i kolory, oczy i odpowiednie światło. Jest kilka technik haftu, najbardziej popularne to: krzyżykowy i gobelinowy. Ja preferuję krzyżykowy ten trudniejszy i bardziej praco, i czasochłonny. Oczywiście w zależności od techniki uzyskuje się inny efekt, ale nie znaczy lepszy czy gorszy, zwyczajnie inny.

B.K.:
A co z motywami, które Pani wyszywa? Czy są to Pani autorskie pomysły?

A.W.:

Niestety, to nie są moje pomysły. Korzystam z tzw. gotowców dostępnych w tematycznych gazetach, choć motywy wybieram wg potrzeby chwili. Wyszywając jedno, już szukam czegoś następnego. Tworzenie motywów to dość czasochłonne, a ja nie mam aż tyle czasu, ale może kiedyś na emeryturze, choć i wtedy, znając siebie, niekoniecznie widzę się w monotematyczności.

B.K.:
Wydaje mi się, że wyszywanie jest zajęciem żmudnym i czasochłonnym.

A.W.:

Nie odbieram tego jako żmudne zajęcie. Choć tak, to taki pochłaniacz czasu i myśli, pozwala totalnie wyłączyć się i odizolować się od otoczenia tym bardziej, że w moim wydaniu wygląda to następująco: słuchawki z muzyką na uszach, herbata w ulubionym kubku, ja, kanwa i kolorowe niteczki. Każdy czasem potrzebuje takiego wyciszenia, tylko inaczej to wyciszenie realizuje. (Zapewne wszyscy, którzy mnie znają uśmiechną się teraz, bo ja i wyciszenie to jak drabina na księżyc.)

B.K.:
Dlaczego Pani to robi?

A.W.:

Robię to, bo lubię. To wycisza, kształtuje cierpliwość, ale i precyzję. Są to takie ćwiczenia intelektualno - manualne z elementami sztuki.

B.K.:
Czy obdarowuje Pani kogoś swoimi pracami?

A.W.:

Moje parce są dla mnie zbyt ważne, dlatego podarowałam tylko 3 prace... dla osób, które są dla mnie wyjątkowe, ważne i wiem, że docenią pracę, zaangażowanie i serce, jakie włożyłam w wykonanie tych prac.

B.K.:
Czy innymi swoimi pasjami zechce się Pani z nami podzielić?

A.W.:

O największej po trosze opowiedziałam, a te mniejsze chciałabym zostawić tylko dla siebie. Mogę jednak powiedzieć, w jakich obszarach się poruszam. Otóż, interesuję się F1, uwielbiam jazdę autem- wtedy to odpoczywam, odpoczywam także czytając poezję, choćby ks. Twardowskiego, która jest taka trochę na przekór tak jak ja. Lubię zatopić się w muzyce, ale to już zostawię dla siebie w jakiej. To moje poszukiwania, próby i odkrycia.

B.K.:
Pani Agnieszko, wiemy już, że jest Pani "aGulKiem", dla której ważny jest człowiek, ale także ważna jest trawa na łące, ważka na moście czy motyl nad głową. Proszę nam powiedzieć jakie cechy najbardziej ceni Pani u ludzi?

A.W.:

Najbardziej cenię szczerość, nawet jak boli, otwartość i wrażliwość na to, co otacza, niezależnie czy jest to człowiek, zwierzę, czy roślina.

B.K.:
Jakie cechy trzeba posiadać, aby zostać Pani przyjacielem?

A.W.:

Nie ma specjalnych kryteriów. Przyjaźń to specyficzna relacja, która jest bardziej wymagająca niż miłość i nie każdego na nią stać. Mam przyjaciół o różnych charakterach, z różną osobowością. Ważne, by być sobą niezależnie od okoliczności i robić to, co się kocha. Umieć być przyjacielem i zwyczajnie być.

B.K.:
Ma Pani wielu przyjaciół?

A.W.:

Nie. Mam kilku, ale prawdziwych, którym dziękuję za to, że są. Takich na dobre i złe. Takich, którzy mnie strofują, ale też chwalą, zawsze szczerze i prosto w oczy. Takich, dla których nieważna jest pora dnia i nocy, gdy siebie potrzebujemy. Takich, którzy zwyczajnie przy mnie są, a ja przy nich pomimo, a nie za coś.

B.K.:
Czy w kontaktach z ludźmi potrafi Pani wykazać się asertywnością?

A.W.:

Asertywność, dziwne słowo wszystkim znane ale niekoniecznie rozumiane. Asertywność to nie tylko umiejętność mówienia "nie", ale cały zespół zachowań, przez które wyrażamy postawy, uczucia, życzenia, opinie w sposób bezpośredni, jasny, stanowczy i uczciwy, jednocześnie respektując to samo u drugiej strony. Staram się, by tak było, choć to czasem trudne.

B.K.:
Pani Agnieszko, bardzo dziękuję za przyjęcie mojego zaproszenia i za interesującą rozmowę o Pani pasjach. Myślę, że warto jest dzielić się z innymi swoją wrażliwością oraz tym, co sprawia nam radość. Życzę Pani wszystkiego dobrego.

A.W.:

Ja natomiast dziękuję za zauważenie mnie wśród tylu profesjonalistów i pasjonatów, i za zaproszenie. Wszystkich natomiast zachęcam do poszukiwań swoich pasji, a tym samym siebie samych dla siebie samych. Wszystkiego dobrego

Barbara Kuprel
Strona główna